Asertywność – moda, czy konieczność?

Panią Tereskę wszyscy w pracy znają. To najmilsza osoba z całej księgowości. Pracuje tu chyba już dwadzieścia lat. Jest świetnym fachowcem. Punktualna i zorganizowana darzy wszystkich wokół życzliwym uśmiechem. Naprawdę nikt z dostawców nie narzekał nigdy na opóźnienia w płatnościach. Nie dość, że świetnie organizuje sobie czas, to na dodatek wszystkim pomaga. I to nie tylko koleżankom z własnego działu. Raz widziano jak niosła ciężki worek zaprawy szpachlowej za Panem Andrzejem, firmowym majstrem, który właśnie dzielił duże pomieszczenie na parterze na dwa mniejsze i sam szedł objuczony narzędziami. Wtedy wszyscy się na niego oburzyli, bo ten worek ważył chyba ze dwadzieścia kilo! A od niego od razu do Tereski. Że taka mało asertywna i że daje się wykorzystywać. Pod koniec dnia podeszła do niej Marta, jej najstarsza koleżanka. Powiedziała, że dziwi się jej, że pozwala tak się traktować. Każdy przecież wie jak dawno już nie dostała żadnej podwyżki. „Na twoim miejscu dawno bym już rzuciła tę robotę. Chyba wiesz, że już dawno należy ci się awans. Ile ONI zarabiają? A ty tylko rób i jeszcze worki taszcz za murarzem!”. Pani Tereska kwituje te uwagi miłym, spokojnym uśmiechem. A rano znów roznosi ludziom kawę do biurek w przerwach miedzy rozliczeniami.

 Pytanie: Czy pani Tereska jest, czy nie jest asertywna?

 Asertywność była sztandarowym „tematem trendy”. Pamiętam, jak w latach dziewięćdziesiątych nie było właściwie firmy, w której nie pytano by nas o szkolenie „z asertywności”. Jednak, co znamienne, w każdym niemal przypadku zamawiający inaczej rozumiał to słowo. Najczęściej interpretowano je jako „umiejętność odmawiania”. Pojawiło się wówczas na rynku szkoleniowym wiele firm oferujących programy ”z asertywności” jako umiejętności odmawiania.

 Co ma wspólnego asertywność z psychoterapią?

 Sięgnijmy wpierw do pochodzenia tego słowa i przeanalizujmy powoli jego definicję. To właśnie niedokładne zrozumienie definicji prowadzi do dziwacznych wypaczeń i – w końcu - utraty tożsamości znaczeniowej tego słowa. Asertywność (z ang. to assert – dowodzić, wyjaśniać) to „umiejętność wyrażania siebie wobec innych”. Niektórzy dodają „... w sposób nie przynoszący innym szkody”. Prosta ta definicja składa się z kilku ważnych słów.

 Po pierwsze – umiejętność. A więc asertywność to coś, czego można się nauczyć. Nie jest to cecha charakteru, czy osobowości. To jedna z „technik życia”, która daje się ćwiczyć i może stać się ważnym, pomocnym w życiu nawykiem.

 Po drugie – wyrażanie. Asertywność przejawia się w zauważalnych sygnałach, jej istotą jest komunikacja i komunikowanie się. „Wyrażanie” oznacza komunikowanie czegoś „na zewnątrz”. Wykorzystuje najrozmaitsze formy: słowo, działanie, ubiór, gest, etc.

 Po trzecie – siebie. To, co jest przedmiotem owego „wyrażania się” to wszystko to, co świadczy
o mnie: moje postawy, przekonania, sądy, opinie, wątpliwości, oczekiwania, dążenia, marzenia, etc.

 Po czwarte – wobec innych, czyli wobec otaczających nas ludzi. Ludzie to najważniejsza składowa naszego środowiska. Nawiązywanie i utrzymywanie relacji z ludźmi zajmuje nam większą część życia, to także czynnik najsilniej ważący na naszym poczuciu szczęścia. Ludzie naszego otoczenia są przecież podmiotem naszego działania. Działanie natomiast wynika z naszych wyborów, a więc opiera się gdzieś w głębi nas o system i hierarchię naszych wartości.

Okazuje się więc, że to kłopoty w odnalezieniu i zaakceptowaniu samego siebie leżą u źródeł naszych „problemów z otoczeniem. Te z kolei kumulują się i narastają dzień po dniu do poważnych nieraz „złogów frustracyjnych” przesłaniających nam radość z życia.

 Jest więc w dużej mierze prawdą, że osiągnięcie postawy asertywnej niesie za sobą szansę na pełniejsze i bardziej satysfakcjonujące życie. Dlatego poważnym uproszczeniem i nadużyciem jest mylić złożone i głębokie zjawisko asertywności z „umiejętnością odmawiania”.

 Jakie zachowania pozostają człowiekowi nie asertywnemu? Poza asertywnością jest tylko uległość (ulegam poglądom, zdaniu, opiniom, oczekiwaniom, poleceniom innych, aby zapewnić sobie aprobatę otoczenia i stąd własne bezpieczeństwo) i agresja (zdecydowana obrona „siebie” bez względu na innych). Prosta obserwacja pokazuje nam, że u źródeł obu tych postaw leży lęk i obawa o..? No właśnie – o utratę, zagrożenie czegoś, czego do końca nawet nie znam – niepoznanego siebie.

 Uczynić kogoś asertywnym oznacza więc po pierwsze i najważniejsze, pomóc mu uświadomić sobie
i potwierdzić „siebie”
– swój system wartości, zbudowane na nim postawy, poglądy i opinie, wynikające z nich zachowania opatrzone mechanizmem uczciwej samooceny (wymagającej z kolei zdrowego dystansu do własnej osoby). Bez „siebie” nie ma wyrażania „siebie” a więc asertywności. 
I kropka.

 Zadania zbudowania (odbudowy) w kimś owego „siebie”, czyli własnego poczucia tożsamości, własnego systemu wartości, poglądów, a dalej swoich pragnień, dążeń może się moim zdaniem podjąć tylko ktoś będący wykwalifikowanym terapeutą, mającym właściwe narzędzia pracy i wiedzę w dziedzinie formowania charakteru i osobowości.

 Trening asertywności może więc dotyczyć tylko sposobów „wyrażania już zbudowanego siebie”
w konkretnych sytuacjach wymagających przyjęcia pewnych ról (pracownika, menedżera, rodzica). Trening asertywności skierowany do pracowników przedsiębiorstwa to w naszym rozumieniu przede wszystkim praca nad świadomością własnej ROLI w firmie oraz związanymi z nią zobowiązaniami
i przywilejami. Niestety często takie podejście budzi kontrowersje, ponieważ zamawiający spodziewa się otrzymać szkolenie „z odmawiania”, co wg nas wzmocni jedynie i usankcjonuje postawy agresywne pracowników , a nie asertywne.

 Skąd bierze się popularność tematu asertywności? Moim zdaniem od kilkudziesięciu lat jesteśmy zniechęcani przez coraz bardziej konsumpcyjne otoczenie cywilizacyjne do „zaglądania w siebie”. Mottem życia naszych czasów staje się „żyj łatwo i przyjemnie”. Pogoń za ułatwieniami
i przyjemnościami nie pozostawia zbyt wiele czasu na autorefleksję, na szukanie swojego własnego widzenia rzeczywistości i odpowiedzialnego sprawdzania go w życiu na własną rękę. Myli się coraz częściej refleksyjność z duchowością, rozwój tej ostatniej pozostawiając (z ulgą?) duchownym. „Zaglądanie w siebie”, refleksje nad własną rolą w danej sytuacji (jakie mam tu zobowiązania i jakie mam tu prawa?) coraz częściej uznajemy za zbyt trudne zajęcie obarczone ryzykiem („A jeszcze odkryję coś, co każe mi zmienić całkowicie ten porządek myśli, własnego wizerunku, którego się dopracowałem przez tyle lat?”, „Po co mieć przekonania, skoro fajnie się przecież rozmawia
w towarzystwie o niczym”). Coraz częściej porządkowanie własnego „ja” zostawiamy psychoterapeutom. To oni mają przejąć za nas rolę stymulatorów naszej refleksyjności. Szkoda, ponieważ samodzielna praca nad własną asertywnością to świetny trening, którego rezultaty często potwierdzą, że mamy siłę i sposoby „dogadania się ze sobą samym”. Trzeba próbować!

Podsumowując:

  1. Dobrze jest wiedzieć na czym polega asertywność i ćwiczyć ją w swoim otoczeniu. Nikt nie JEST asertywny. Można tylko UMIEĆ ZACHOWYWAĆ SIĘ asertywnie. Asertywność więc jest rezultatem świadomego wyboru i działania, a nie odruchów.
  2. Nie ma skrótów do pozyskania asertywności. Prawdziwa droga wiedzie tylko przez dobre poznanie samego siebie, swoich ról w konkretnych sytuacjach i odważne ujawnianie swoich autentycznych przekonań.
  3. Odpowiedź na pytanie „Czy pani Tereska jest asertywna?” należy TYLKO do pani Tereski. Jeśli jest zadowolona ze swego życia wypełnionego służeniem innym jest asertywna (wyraża przecież autentyczną „siebie”). Jeśli ktoś na siłę nauczy ją „odmawiania” i „walki o swoje” może do końca życia ją unieszczęśliwić.
  4. Nie wolno mylić asertywności z samolubstwem. Inteligencja wykorzystana do poznawania samego siebie doskonale powinna też pomóc rozeznać kiedy i w imię jakich wartości zrezygnować z własnych preferencji, opinii, przywilejów, etc., a kiedy należy ich stanowczo bronić. Zawsze uprzejmie i z klasą.
  5. Zarówno uległość, jak i agresja to przejawy słabości, lęku przed dopuszczeniem kogoś do dokonania jakichś nie do końca przewidywalnych zmian „we mnie”, w mojej wewnętrznej stabilności, o utratę „nie poznanego siebie”. Postawy te domagają się raczej współczucia niż złośliwej krytyki, czy piętnowania. Uczenie uległego człowieka „technik odmawiania” to najczęściej uczenie go agresji. Dlatego też nie podejmujemy się, nie mając odpowiednich kwalifikacji terapeutycznych do „operacji” na takich sferach funkcjonowania człowieka, jak samopoznawanie i budowanie własnej hierarchii wartości. Możemy jedynie pracować nad lepszą świadomością własnej ROLI w danych sytuacjach, obowiązkami i prawami właściwymi dla każdej z ról, a także ćwiczyć zachowania związane z wykonywaniem każdej ze zdefiniowanych ról.
  6. Asertywność wymaga dojrzałości, umiejętności brania pełnej odpowiedzialności za własne wybory i płynące z nich działania. Nie oznacza (wbrew wielu pozorom!) posłuszeństwa samemu sobie w spełnianiu swych zachcianek bez względu na otoczenie. Człowiekiem asertywnym może być tylko ktoś wolny i dojrzały także społecznie, ktoś, kto dostrzega
    i szanuje prawdę, że istnieją wartości wyższe niż on sam i jego własna satysfakcja, ktoś kto  umie wygrywać także ze sobą i nie jest zakładnikiem własnych zachcianek. Zgodnie z tym, prawdziwa pokora (która z zewnątrz może wyglądać jak uległość) nie oznacza w żadnej mierze ani utraty wolności człowieka, ani tym bardziej nie świadczy o braku jego asertywności. Definicję asertywności uzupełnia się czasem o słowa „bez szkody dla innych”, lub „szanując innych”, ponieważ asertywność uwzględnia (tzn. bierze pod uwagę) dobro innych.

 

Prowokując może nieco definicje akademickie można by pewnie rzec, że asertywność to wyrażanie siebie wobec innych człowieka, który dorósł do tego, by czerpać radość życia z bycia dla innych pożytecznym. Nie posiadanie postawy pożytku dla innych zamyka w mojej opinii człowiekowi drogę do pełnej wewnętrznej wolności, a stąd także do bycia asertywnym, a stąd dalej do satysfakcji, jaką w końcu daje poczucie wolnego „bycia sobą” w przyjaznym, akceptującym otoczeniu.

*******************************************************************************

 Droga ku klęsce:

 Nieświadomość siebie

= niemożność wyrażenia autentycznego siebie

= niemożność osiągnięcia celów zgodnych z własną (często nieuświadomioną i stąd chaotyczną) hierarchią wartości

= postawa i zachowania nieasertywne - uległość lub agresja wobec otoczenia

= konieczność przebywania w nieakceptującym (moja agresja), lub eksploatującym (moja uległość) otoczeniu

= frustracja (poczucie krzywdy, zawodu, braku sensu)

= brak satysfakcji

= poczucie niezadowolenia, bezradności, niska samoocena, choroba (stany depresyjne).

 

Droga ku satysfakcji:

 Świadomość siebie

= możliwość wyrażania autentycznego siebie pożytecznego dla innych (ergo: „chcianego”)

= możliwość osiągania celów spójnych z własną uświadomioną hierarchią wartości

= postawa i zachowania asertywne wobec innych

= przebywanie w otoczeniu, które mi odpowiada - szanuje moje konsekwentnie wyartykułowane słowem i czynami, przejrzyste wartości, uznając je za pożyteczne dla siebie

= poczucie sensu i wolności działania przy jednoczesnej aprobacie otoczenia

= satysfakcja

= poczucie spełnienia.